Nie denerwuj się – ile razy ktoś nam to mówi, budzi to naszą irytację, najczęściej z powodu naszej bezsilności. Zdajemy sobie doskonale sprawę, że zdenerwowanie umniejsza, ogranicza nasze możliwości, ale – no właśnie – nie umiemy nad nimi zapanować i na słowa „nie denerwuj się” ulegamy wszechogarniającej irytacji, ponieważ wiemy, że nie panujemy nad swoimi nerwami, a one odbierają nam siły do bardzo prostego niekiedy działania, które może przecież zostać uwieńczone osiągnięciem celu.

Zdenerwowanie, podniecenie jest wszechobecne w naszym życiu i my nie możemy wyzwolić się z jego drapieżnych i odsysających siły objęć.
Z czasów, kiedy posługiwałem się moim pierwszym samochodem pamiętam jedno wszechogarniające mnie uczucie. Uczucie senności, kiedy po niewielkim przecież dystansie (z Podkowy do Warszawy jest około 25 kilometrów) do Warszawy i z powrotem, bywało że po powrocie do domu musiałem natychmiast się położyć i po prostu przespać. Tak jakbym wykonał jakąś ciężką pracę. Oczywiście zacząłem to analizować i pomógł mi zwykły przypadek, którego do tej pory nie mogę zapomnieć. Któregoś dnia, nagle i zupełnie niespodziewanie, przed maską mojego samochodu przebiegł chłopak, nawet mnie nie zauważył.
Zawsze się zastanawiałem, skąd u mnie taki refleks połączony z natychmiastowym działaniem. Zdążyłem zahamować. Jeszcze przez chwilę czułem skurcz w żołądku i mimowolne drżenie w rękach i nogach. Pomyślałem sobie: ale mnie uderzyło, co za potężne napięcie, być może to ono wyzwoliło tak niezwykle szybkie, wręcz błyskawiczne działanie. Pojechałem dalej.
Po kilku godzinach załatwiania różnych spraw zatrzymałem się przed jednym ze sklepów, pod cienistymi klonami. Był piękny wieczór, zapalały się lampy i nagle poczułem, że mi niedobrze, tracę siły, zaczynam się pocić, w przeciągu kilku sekund wszystko było mokre, powoli ogarnął mnie lęk, co się dzieje, co to będzie, znajdą mnie tu w samochodzie martwego – tak myślałem.
Kartka, szybko jakaś kartka, napiszę kogo trzeba zawiadomić. Zająłem się poszukiwaniem kartki, myślą o konieczności zawiadomienia rodziny i to spowodowało, że jakoś oderwałem się od pogłębiającej się mojej niedyspozycji. Wreszcie, resztką sił napisałem zawiadomienie, położyłem w widocznym miejscu i odetchnąłem z ulgą. Jednocześnie zaobserwowałem, że przestałem się pocić i jakby przybyło mi sił. Spojrzałem w lusterko wsteczne, oglądałem sam siebie z niedowierzaniem, więc jednak żyję, nic mi nie jest. Rozejrzałem się jeszcze raz dookoła, ale tymczasem lampy na ulicy rozpaliły się na dobre. W gęstniejącym mroku, pod rozłożystymi klonami byłem już tylko ja i moje auto.
Następnego dnia odwiedziłem lekarza, znanego w Milanówku kardiologa, doktora Czyżewicza. Zbadał mnie szczegółowo i powiedział: „ma pan takie serce, że nawet siekiera nie da mu rady”. Nie odpowiedział mi na pytanie, co się ze mną działo. Musiałem odpowiedzieć sobie sam. Stres!

JAK SIĘ PRZED NIM BRONIĆ?

Stres można przyrównać do tzw. prądu zwarcia, który może spowodować stopienie przewodów. Stres jest to nagła potrzeba wyzwolenia ogromnego ładunku energetycznego, dla pokonania problemu w sytuacji braku odpowiedniej wielkości energetycznej i możliwości jej przeniesienia.

Jak wiadomo energię czerpiemy z pokarmu w wyniku jego przeróbki, najpierw mechanicznej, następnie chemicznej, który to proces nazywamy wchłanianiem.
Proszę sobie wyobrazić, co dzieje się w naszych jelitach, kiedy nagle pojawi się to ogromne zapotrzebowanie energetyczne, aby sprostać wysiłkowi przekraczającemu nasze możliwości organiczne. Następuje proste uszkodzenie, spowodowane nadmiernym, niekontrolowanym poborem mocy i być może to właśnie jest przyczyną gwałtownego skurczu jelit. Występujące w związku z tym zakłócenie wchłaniania i związane z tym konsekwencje są już tylko prostym następstwem tego skurczu. A przecież głównym i wymagającym regularnych dostaw poborcą energii tworzonej w jelitach jest nasze serce.
Czy zadaliśmy sobie kiedyś pytanie, dlaczego mówimy, że serce bije. Otóż ono do swojej ciężkiej pracy (przetacza przecież w ciągu jednej minuty około pięć litrów krwi) potrzebuje ogromnej ilości energii.
Skąd ją czerpie? Właśnie z jelit, a tam akurat, na skutek naszego zdenerwowania wystąpił ten skurcz. Serce zaczyna nas kłuć, na czoło występują krople potu, pojawia się związany z tym lęk. Nie umiemy tego sobie wytłumaczyć, bo nagle stan naszego zdrowia gwałtownie się pogorszył, więc co się dzieje – dochodzimy do wniosku, że umieramy. Panika, myśl, że trzeba kogoś zawiadomić, strach… Błąd! To tylko zakłócenie wchłaniania i związana z nim przerwa w dostawie energii do naszego serca, które to sygnalizuje nam bólem, mimo że jest całkowicie zdrowe. Serce woła do nas – potrzebuję mocy z jelit, bo słabnę. My oczywiście wsłuchujemy się w siebie, ulegamy złudzeniu choroby i wpadamy w zaklęty krąg, który prowadzi nas następnie prostą drogą do nerwicy serca.
Jak i co trzeba wtedy zrobić, żeby nie dopuścić do tego stanu? Najprostszym sposobem, bo przecież niewymagającym ani wielu przygotowań, ani wyrzeczeń, jest propagowana przeze mnie metoda lusterkowa. Opowiadam o niej na wszystkich moich spotkaniach i polecam wszystkim, bez wyjątku.
Metoda lusterka, to sposób na zabezpieczenie się przed niszczącym działaniem stresu, w właściwie zabezpieczenie organizmu zawczasu, jeszcze przed jego pojawieniem się, zanim nas dopadnie. Wystarczy postawić sobie lusterko przy łóżku i pamiętać, aby użyć go zaraz po obudzeniu. Rano, z chwilą otwarcia oczu spoglądamy w lusterko i uśmiechamy się do siebie. Uśmiechamy się szczerze. To oczywiste, że nie zawsze jest to prosta sprawa. Życie każdego z nas wypełnione jest problemami, kłopotami dnia codziennego, często zasypiamy w poczuciu, że nowy dzień nie będzie dla nas łatwy ani przyjemny.
Ale można spróbować spojrzeć na to z innej strony. Przed zaśnięciem poszukajmy w myślach chociaż jednej rzeczy przyjemnej, która może się jutro wydarzyć, chociaż jednego drobiazgu. Rano spoglądając w lusterko wystarczy uśmiechnąć się do tej jednej przyjemnej myśli i w ten sposób uzbroić naszą psychikę do walki z przeciwnościami losu, wytworzyć w sobie pancerz, który obroni nas przed stresem, zdenerwowaniem i ponurymi myślami, ułatwi codzienne zmagania, spowoduje, że bez bólu przebrniemy przez kłopoty. Niektóre nagle zblakną, wydadzą się mniej straszne, a niektóre znikną w ogóle, okaże się, że wcale nas nie dotyczą.
Tarcza stworzona dzięki porannemu uśmiechowi ochroni nas także przed destrukcyjnym działaniem stresu innych osób. Spowoduje, że zdołamy się obronić przed złymi nastrojami, którymi będą chcieli nas zarazić, przejdziemy przez cały dzień spokojnie i pewnie, nie narażając gospodarki energetycznej naszego organizmu na żadne niekontrolowane wyładowania i spięcia.