Żeglarstwo

Niemal każdy z nas jest jak legendarny Syzyf, całe życie toczy pod górę kamień swojego losu. Nie może się wyrwać z kolein życia, bo te zostały zbyt mocno wyżłobione. Przed narodzeniem dziecko pływa w wodach płodowych matki. Morze jest jak matka, nie czujemy twardej ziemi pod naszymi stopami. Cały organizm wspaniale się regeneruje. Uwielbiam ten stan kołysania. Pierwsze uprawnienia do żeglowania w stopniu sternika morskiego zdobyłem w Bydgoszczy w latach 60-tych XX wieku.

Edukację żeglarską zakończyłem w Gdyni na własnym jachcie SUN stopniem Kapitana Żeglugi Wielkiej. W zachowanym dzienniku okrętowym są zarejestrowane moje morskie wyprawy. Żeglowałem sam i z przyjaciółmi na różnych akwenach, a po kilu latach dołączyła do mnie moja żona Aleksandra.

Historia budowy jachtu „SUN”

według książki”Józef Menet, Robaczek” – Bogumiły B. Słupeckiej

Ppłk. pilot mgr inż. Józef Menet był postacią fascynującą, o bardzo ciekawej osobowości i wspaniałych predyspozycjach psychofizycznych. Był legendarną postacią na polskich lotniskach, jednak fatalny wypadek przekreślił jego karierę pilota wojskowego. Nie był herosem, ale walczył z własnymi słabościami i przeciwnościami losu. Skromny i przyjacielski był przy tym wulkanem pomysłów.
Pasjonat latania, chciał udostępnić latanie innym, stąd jego wielkie wsparcie dla konstruktorów maszyn ultralekkich. Książka oddaje w niewielkim stopniu bogactwo jego życia , ale jest próbą zachowania w pamięci następnych pokoleń wiedzy o człowieku, który swoją pasją zapłacił życiem.

W połowie lat 70-tych Józek dowiedział się, że jest okazyjnie do kupienia skorupa ładnego jachtu z laminatów. Ponieważ miał trochę pieniędzy z kontraktu z Libii, za pośrednictwem Jerzego Mańkowskiego, znanego konstruktora żeglarskiego, nabył korpus jachtu SWAN 36.

Skorupa składała się z dwóch części, które należało ze sobą połączyć i następnie wyposażyć. SWAN 36 to jacht żaglowy, jednomasztowy, jeden z najbardziej udanych modeli całej serii konstrukcji powstałej w końcu lat 60-tych. Długi na 11 metrów, szeroki na 3 metry, o wyporności 7 ton, przeznaczony dla 4-5 osób załogi. Wyposażony w silnik Diesla pozwalał swobodnie poruszać się po różnych akwenach i w różnych warunkach.

 

Budowa jachtu to był projekt rozpisany na lata. To były czasy gdy brakowało wszystkiego, a
tym bardziej materiałów dostępnych za waluty. Samo złożenie skorupy i jej obudowanie
trwało prawie dwa lata, zanim Józek zdobył środki, zorganizował sprzęt i ludzi, uzyskał
odpowiednie pozwolenia i znalazł czas. Do swojego przedsięwzięcia zaangażował Jerzego
„Kubę” Jaworskiego, który nadzorował budowę jachtu, i z którym uzgadniał wszystkie
modyfikacje projektu. Józek dzielił czas między Aeroklub, zlecone prace lotnicze i jacht.
Zatrudnił się też w Lotniczych Zakładach Naprawczych, które przejęły hangary likwidowanego
lotniska. Pozwalało mu to korzystać z narzędzi do obróbki metalu, a bywało, że zostając
dłużej przy jachcie Józek nocował w pomieszczeniach warsztatowych. Przyjaciele Józka byli
ważną grupą wspierającą, ale to on własnymi rękami wykonywał większość prac przy
jachcie. Z własnych środków kupował niezbędne materiały choć i oni pożyczali mu a conto
rejsu znaczne sumy. Na początku lat 80-tych Józek pojechał do Szwecji i tam kupił silnik Diesla
VOLVO PENTA, oryginalnie przewidziany do tego jachtu. Przez swoje znajomości sprowadzał
specjalne profile na maszt i bom. Potrzebował żywic i sklejek do zabudowy wnętrza, pianki
konstrukcyjnej conticell i wszelkiego rodzaju drobiazgów odpornych na działanie wody
morskiej. Od jednego z przyjaciół dostał do wykorzystania drewno egzotyczne, ale Józek
chciał mieć wnętrze wyłożone sklejką modrzewiową, o ciepłym, beżowym odcieniu. Dlatego
wymienił egzotykę na modrzew i gdy oglądałam to wnętrze, to było naprawdę pięknie
zrobione. I nie zdziwiłam się widząc jak Józek z czułością i dumą przesuwa dłonią po
obudowanych wręgach, gotowych fragmentach zabudowy. To on własnoręcznie docinał
elementy ścianek i wyposażenia, montował zawiasy w zamknięciach schowków. Była to
prawdziwa dłubanina, ale on wkładał w tę pracę całe serce.

Zapewne wielu jest ciekawych co stało się z jachtem budowanym
przez Józka. Otóż dwa lata po jego śmierci został sprzedany Zbigniewowi Nowakowi, znanemu bioenergoterapeucie. To on
sfinansował dokończenie budowy w stoczni marynarki Wojennej w Gdyni i wypłynął jachtem o nazwie „SUN” 28 maja 1994r. Obecnie jacht znajduje się w Podkowie Leśnej, a jego właściciel i czeka na nowego właściciela, pasjonata, który doceni jego niebagatelną historię.